sobota, 5 listopada 2011

Florencja w słońcu Italii...


Powtarzam to słowo raz po raz, chcąc nasycić się jego pięknością brzmienia : primavera, primavera, primavera... to brzmi jak muzyka : subtelny szelest pierwszych liści, słowa rozwijających się kwiatów, blask ciepłych promieni słonecznych otulających świat.
Oto wiosna.
Tym razem proponuję Wam wyobrazić ją sobie, tak jak zrobił to sam genialny malarz Sandro Botticelli:

La Primavera, Sandro Botticelli, 1482, Galeria Uffizi


"To scena ogrodowa - kilka postaci świętuje coś w sadzie pełnym drzew o okrągłych owocach - te owoce przypominają palle* z herbu Medyceuszy. Pod nogami mają miękką, sprężystą trawę. Szczególnie przyglądam się dwóm osobom. Daleko z lewej strony stoi przystojny, brązowowłosy młodzieniec. Na nogach ma sandały, z których wyrastają skrzydła. Wyciąga ramię i ostrzem swego miecza mierzwi chmury [...]. Na prawo od środka obrazu widnieje jasnowłosa bogini w białej, niemal przeźroczystej sukni, na której wyhaftowano mrowie maleńkich kwiatuszków. We włosach ma wieniec [...]. We fałdach sukni boginka chroni delikatne kwiatki, zaraz zacznie je rozsypywać [...]. Mężczyzna jest bladoniebieski i płynie w powietrzu. Dmucha w kierunku kobiety, ale jednocześnie rozwiera ramiona, jakby chciał ją pochwycić. Kobieta - jeszcze jedna, jasnowłosa piękność, ucieka przed nim, przerażona. Z ust wysypują się jej kwiaty [...]. Ta postać o niebieskiej twarzy to Zefir, bóg zachodniego wiatru, a ta przestraszona uciekinierka, to Chloris - dziewczyna, którą do dziś byłam ja..."

Postać centralna obrazu renesansowego mistrza to Wenus - bogini miłości, odziana w czerwienie - piękna, bogata, ale smutna. Dzisiaj jednak nie ona będzie główną bohaterką naszej opowieści. Stanie się nią Chloris - jedna z córek Niobe, która według jednego z mitów ocalała z pogromu spowodowanego przez Apolla i Artemidę. Od dzisiaj jej prawdziwe brzmi dla mnie : Lorenza Pazzi, którą wszyscy nazywali zawsze Florą.
To właśnie ona jest czołową postacią powieści "Primavera" autorstwa debiutującej Mary Jane Beaufrand, z którą wyruszyłam w daleką podróż do Florencji końca wieku XV. Miejscu niezwykle pięknym, ale jednocześnie przerażająco niebezpiecznym, kryjącym straszne tajemnice... Wiedzę, której lepiej nie ujawniać, znajomości do których nie wolno się przyznawać, za cenę własnego życia.
Flora Pazzi opowiada nam historię swojego życia, gdzie daje nam dowód na to, że przynależność do drugiego z najlepszych rodów Florencji nie zobowiązuje do szczęśliwego dzieciństwa. Najmłodsza z jedenaściorga rodzeństwa; niezauważana, odrzucona i niekochana przez obojga rodziców mała Flora znajduje miłość w osobie swojej starej nonny - babci. Dorasta razem z nią - w kuchni, z posługaczkami i robotnicami. Przygląda się służbie nonny potrzebującym, którym mogła służyć dzięki swoim zielarskim zdolnościom.
 Znajduje wytchnienie w tracie pracy w ogrodzie, który jest jej celem i wielką miłością, jak prawdziwej bogini kwiatów. Jednak ten spokojny czas dobiega końca, gdy wychodzi na jaw, że spisek mający na celu obalenie rządzącego rodu Medyceuszy jest autorstwa jej własnego ojca. A przeznaczeniem Flory było odegrać w nim niemałą rolę. Cały ród Pazzich zostaje skazany na stracenie i zapomnienie. Wyrok zostaje wykonany z dużą starannością. Nikt nie wie jednak, jak wygląda najmłodsza z rodu Pazzich; nie pokazywana, którą nie można odnaleźć...

Obrazy mówią własnym głosem i pobudzają wyobraźnie w niezwykły sposób. To właśnie obraz Botticelliego pobudził wyobraźnię autorki do stworzenia swojej powieści. Bardzo dobrej powieści, zresztą. I nie mówię tutaj o jej historycznym tle, opartym jak przyznała się sama autorka tylko na tekstach źródłowych. Do Florencji wybrała się w podróż, gdy książka była już kompletna, więc dużo w niej jest subiektywnych opisów i własnego postrzegania przez autorkę pewnych rzeczy. Sama zresztą postać Flory jest fantastyczna, tak jak i większość zdarzeń. Wiem o tym, ale mimo to czytałam ją z niekłamaną przyjemnością, gładząc przepiękną okładkę i zaczynając żyć życiem Flory; przenosząc się pięćset lat wstecz. Przeżywając jej cierpienia - śmierć ukochanych osób, niezrozumienie i odrzucenie. Ale również jej odwagę, wolę przetrwania i siłę, a później wszystko to co nastało w jej życiu pięknego.
Wtedy, gdy stała się Primaverą...


* palle - kule - symbol herbowy Medyceuszy

Cytat pochodzi z książki "Primavera" Mary Jane Beaufrand, tł. Grzegorz Komerski , wyd. Jaguar, Warszawa 2009 

16 komentarzy:

  1. Książkę z chęcią przeczytam. Mam nadzieję, że uda mi się ją upolować:)
    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja pierwsza myśl: jakże książka i obraz pasują do wystroju bloga. Bajecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Botticelli to jeden z moich ulubionych malarzy. Cieszę się, że dwa lata temu miałam okazję oglądać jego obrazy na żywo we Florencji. :)
    Na pewno nie przegapię tej książki. Dzięki!

    OdpowiedzUsuń
  4. Elino - tak wiele chcę wyrazić słowami, ale te wydają się małe, niewystarczające. Powiem więc bardzo banalnie - jak bardzo podoba mi się tutaj u Ciebie - to, jak piszesz, o czym piszesz. Cała otoczka i grafika Twojego bloga. Wszystko idealnie ze sobą współgra. A "Primavera" to książka wprost stworzona dla mnie. Bez wątpienia :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Sztuką interesuję się jakoś nie bardzo, ale książka bardzo mnie zaintrygowała, więc postaram się po nią sięgnąć :)
    Pozdrawiam serdecznie, Klaudia.

    OdpowiedzUsuń
  6. W zeszłym roku "polowałam" na tę publikację, ale niestety nie udało mi się jej zdobyć. Mam ją dodaną do pozycji planowanych i liczę, że kiedyś znajdę ją na bibliotecznej półce.

    OdpowiedzUsuń
  7. ZAPRASZAM DO WZIĘCIA UDZIAŁU W KONKURSIE: http://zaczytanieblog.blogspot.com/2011/11/konkurs-42011.html

    OdpowiedzUsuń
  8. To prawda, wytworzyłaś wokół tej książki tak niesamowitą otoczkę, że pomimo rzeczowego opisu na portalach czytelniczych, magia, którą zawierasz w słowach znakomicie przez siebie dobranych ciągnie mnie do pięknie brzmiącej Primavery. I wiesz, zapragnęłam wiosny, jej tchnienia i zapachu.

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo interesująca pozycja. Aż się dziwię, że nigdy wcześniej o niej nie słyszałam... Dzięki Tobie mogę ją dopisać do mojej listy i na pewno przeczytam!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Słyszałam już wcześniej o tej książce, ale dopiero teraz mam ochotę ją przeczytać. Pięknie ją opisałaś. ;) Botticelli'ego bardzo lubię, szczególnie "Narodziny Wenus". :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Po pierwsze: przepiękny szablon i oprawa graficzną, którą stworzyłaś tu podczas mojego niebytu :)
    Po drugie niezwykła recenzja. Tańczy na moich źrenicach i koi zmysły delikatnym wiosennym wiatrem :)
    Każdą cząstką ciała pragnę tej powieści <3

    OdpowiedzUsuń
  12. Droga Elino!

    W tym przypadku totalnie wpasowuję się w stereotyp miłośnika czytania książek, który uwielbia sztukę w każdej formie. Każdy wyjazd do muzeum jest dla mnie czymś wspaniałym; po pięciu godzinach intensywnego zwiedzania Londynu sunęłam po National Art Gallery niczym duch, przyglądając się wszystkim wspaniałościom na ścianach (punktem kulminacyjnym były oczywiście "Słoneczniki" van Gogha). Tym bardziej żałuję, że w mojej małej mieścinie nie mam zbytnio możliwości. W każdym razie mogłabym sobie wyobrazić, iż książka zainspirowana obrazem MUSI być niezwykła. Dobrze wiedzieć, że są jeszcze pisarze, którzy mają na tyle wyobraźni (jak dotąd spotkałam się z taką sytuacją tylko u C.S.Lewisa). "Primaverę" zapamiętam, na pewno :).

    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. A propo Primavery: natknęłam się na utwór o tym samym tytule. Bardzo klimatyczny :). Jeżeli chciałabyś posłuchać, tu link:
    http://www.youtube.com/watch?v=qmxFAT581T4

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Elino, tym razem nie odniosę się do recenzji tylko do smakowania słów. Również uwielbiam wypowiadać niektóre słowa i te słowa mają kolory, zapachy, brzmią echem chwil przeżytych albo jakimiś nieznanymi historiami. Oprócz wartości semantycznej niektóre słowa są także muzyką ;)
    Uśmiech dla Ciebie ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Jak przyjemnie czytać Twoje słowa, Elino! Smakować je i razem z Tobą odbywać niezwykłą podróż do tego niesamowitego miejsca, które dzisiaj nam przedstawiasz. I jak pięknie o nim piszesz! Z jakim umiłowaniem, pieczołowitością. Widzę doskonale jakie wrażenie wywarła na Tobie ta powieść, jak zgrała się z Tobą, z Twoją wrażliwością? Pięknie, pięknie, pięknie.
    Książka ląduje w moim schowku, a wspomnienie tego wpisu, tych obrazów tu zawartych powracać będzie zawsze, wraz z Primaverą :) Ściskam

    PS. Odpiszę na Twoje piękne słowa dotyczące Baliszewskiego już wkrótce, obiecuję! I przepraszam ogromnie, że jeszcze tego nie zrobiłam...

    OdpowiedzUsuń
  16. Całkowicie mnie oczarowała Twoja recenzja. Przyznam szczerze, że nie jestem pewna, czy przed nią chwyciłabym po tę książkę. Dlatego należą Ci się wielkie brawa!!

    OdpowiedzUsuń