poniedziałek, 31 stycznia 2011

"Lalka" Bolesław Prus























Drogi molu książkowy,

Zapewnie niejednokrotnie słyszałeś o Bolesławie Prusie i jego powieści o tak niemodnym tytule, jak "Lalka". Prawdopodobnie przerabiałeś ją na jednej  z wielu lekcji języka polskiego w szkole średniej. Może nawet byłeś odpytywany z treści? A już z całą pewnością pisałeś klasówkę, plan wydarzeń, czy charakterystykę postaci.
Dzisiaj jednak, chodź na chwilę zapomnij o łączących "Lalkę" i karierę szkolną zależnościach. Zapomnij , że należy do wątpliwie zaszczytnego grona lektur szkolnych.
Stworzona została ona w zupełnie innym celu. Powstała dzięki osobie kochającej słowo pisane, by poruszyć rozumy i... serca.

A teraz usiądź wygodnie i posłuchaj mojej opowieści o miłości, namiętnościach, pieniądzach
 i... człowieku. Nie będzie to historia prosta i szczęśliwa. Ale prawdziwa, jak życie.

Skoncentruj się, bo przenosimy się o prawie dwieście lat w przeszłość. Są lata 50 XIX wieku. Zapewne stają Ci przed oczami eleganccy dżentelmeni i piękne damy, karoce, bale i przyjęcia. Tutaj właśnie rozpoczyna się nasza opowieść, a głównym bohaterem będzie bogaty kupiec, na którego głowę od pierwszej strony sypią się gromy. Owym kupcem jest Stanisław Wokulski - persona znana nam chociażby ze słyszenia. Nie będę Cię oszukiwać, że to osoba droga mojemu czytelniczemu sercu. Cóż jednak, gdy serce tego człowieka zostało już na wieki zajęte przez moją imienniczkę, pannę Izabelę Łęcką.
Myślisz, że to zwykły romans? O jakże głęboko się mylisz! To wielka opowieść o człowieku, jego wnętrzu i pragnieniach- klucz do odkrycia nieznanych nam wcześniej drzwi w rozumieniu człowieka, droga śliska i nierówna. Ale wystarczy tak niewiele - troszkę dobrej woli i odrobinę wolnego czasu, wtedy jak w czarodziejskim śnie otwierają się nieznane wrota do świata, który już dawno przeminął. Tym światem jest Warszawa.



















Czy słyszysz stukot kopyt o kamienny bruk? i szepty starych kumoszek plotkujących o strojach, ślubach, pogrzebach i narodzinach? melodię katarynki kręconej przez starego Żyda?
Nie? Ależ to wszystko jest na wyciągnięcie dłoni! Wystarczy skromny ruch i przenosisz się w nieznany świat.Obiecuję Ci, że usłyszysz i zobaczysz o wiele więcej. Będziesz świadkiem życia niezwykłego człowieka i wielkiego uczucia. A ponadto tak jak ja, zatracisz się w dziwiętnastowiecznej stolicy-tajemniczej i rozmarzonej, żyjącej odrębnym życiem.

A teraz pomyśl... czy naprawdę nie chcesz wybrać się ze mną w nieznaną podróż. Odrzuć fałszywe przesądy, niewiarygodne opinie! Aby prawdziwie poczuć, musisz przekonać się sam.
Czy spotkamy się po drugiej stronie? Będę tam na Ciebie czekać.


Elina

czwartek, 27 stycznia 2011

Agnieszka Szygenda "Kupię rękę"






















"Nie mam zwyczaju mówić innym, jak powinni żyć.
Zbyt mało wiem o drugim człowieku.
W zasadzie nie wiem o nim prawie nic prócz tego,
że jest zupełnie inny niż ja."

Agnieszka Szygenda

Z zasady nie czytam nowości. Uważam bowiem, że to co najważniejsze w literaturze znajdę i w książkach nie opatrzonych naklejką "nowość". Jest także dużo większe prawdopodobieństwo, że nie trafię na wypociny grafomanów, których jedynym celem jest dorobienie się pokaźnej sumy pieniędzy.

Jednak tym razem muszę uderzyć się w pierś, bo trafiłam na książkę , która dała kłam moim słowom. Nie jest ani grafomańska, ani nastawiona na zdobycie wielkich pieniędzy. Została napisana z potrzeby serca, aby podarować czytelnikowi chwilę wytchnienia, ale również zwrócić uwagę na pewne, ważne problemy.

Mowa o powieści o oryginalnym i prowokującym tytule - "Kupię rękę". Cóż to znaczy? Jak można kupić rękę? Autorka przekonuje nas, że można , a z nią poniekąd całego człowieka.

Poznajemy trzech różnych bohaterów - Olgierda, Igę i Tomka. Pierwszy z nich to człowiek w średnim wieku, dorobkiewicz, którego jedynym celem i sensem życia jest praca. Nieszczęśliwy, postanawia pewnego dnia zdobyć się na niezwykły krok reklamowy .
Iga to studentka, zakochana ze wzajemnością, której przyszłość wydaje się być jak prosta droga. Życie jednak gotuje jej wielką niespodziankę.
Tomek jest również studentem, bez pieniędzy, zdanym tylko na siebie. Aby zapewnić byt matce i sobie postanawia założyć niezwykłą aukcję.

Trzy różne postacie, inne stadia psychologiczne. A jednak, każdy z nich dąży do tego samego- akceptacji,miłości,bezpieczeństwa. Poszukują po omacku, obijają się, doprowadzają do katastrofy. Czy jednak jest szansa na zmianę? Czy odkryją prawdziwe źródło tych uczuć?

Unikam książek "mocniejszych". Przeżywam je zbyt bardzo, nie śpię po nocach, myślę... Ale jednak warto od czasu do czasu. Skłaniają do podjęcia wysiłku , pokazują inny świat niż ten, którego jestem przyzwyczajona.

 Z przyjemnością i zainteresowaniem przeczytałam tą krótką, ale treściwą książkę. Autorka nie moralizuję na siłę, lecz delikatnie podpowiada, skłania do myślenia, zadaje pytania.
Mam w planach zapoznanie się także z debiutanckim utworem Szygendy - "Wszystko gra". Szczególnie, że inspiracją do napisania była gra The Sims , jedna z moich ulubionych.

sobota, 22 stycznia 2011

Aleksander Dumas "Czarny tulipan"

Pewnie jeszcze kilka lat spędziłaby ta książka na mojej bibliotecznej półce, coraz bardziej zapominana, spychana w dalszy kąt , gdyby nie pewne wydarzenie.
Nie przystoi ono zupełnie molowi książkowemu, ale raz na jakiś czas człowiek w desperacji odrzuca wszystkie lektury (zdaniem niego) zbyt grube, czyli liczące ponad 300 stron. Idąc tym tropem zauważyłam w swojej biblioteczce książkę niepozorną, ale jak się okazało niezwykle przyjemną w czytaniu.

Mowa o "Czarnym tulipanie" , powieści Aleksandra Dumasa - ojca. W czasie czytania przeniosłam się siedemnastowiecznej stolicy Niderlandów - Hagi. Tam właśnie 20 sierpnia 1672 roku miała miejsce śmierć dwóch wielkich polityków, a  zarazem przeciwników księcia Wilhelma Orańskiego - braci de Witt.Te historyczne wydarzenia, uważane obecnie za najwstydliwsze w całej historii kraju stały się kanwą, na której Dumas oparł swoją literacką powieść.

Głównymi bohaterami bowiem nie są (jak należało by zakładać) bracia de Witt, ani Korneliusz van Baerle, który miał to nieszczęście być chrzestnym synem jednego z nich ale ... czarny tulipan.
Nie, to nie metafora literacka, ani pseudonim jednej z postaci. Mam na myśli prawdziwy czarny tulipan, który w wieku XVII uważany był za niemożliwy do wyhodowania. Jak to często bywa upór i konsekwencja doprowadziły po wielu latach żmudnych prób poznanego nam wcześniej Korneliusza- utalentowanego hodowcę do otrzymania trzech cebulek, które mają w jego zamyśle mieć kolor czarny, jak heban.
Właśnie wtedy do skromnego domku hodowcy tulipanów wkrada się wielka polityka i niszczy jego wszelkie plany.

My natomiast zostajemy porwani w wir zdarzeń, które zapoczątkują owe trzy cebulki. Poznamy argumenty przemawiające za wyższością Róży nad tulipanem oraz do czego może doprowadzić zwykła lorneta, gdy znajduje się w zazdrosnych rękach konkurenta. Będzie groźnie i niebezpiecznie, ale również niezwykle ciekawie.
Gdy dodamy do tego piękny język oraz wątek miłosny stanie się to utwór obowiązkowy dla każdego miłośnika lekkiej powieści historycznej.


Zdjęcie pochodzi ze strony : http://www.digart.pl/praca/3637796

czwartek, 20 stycznia 2011

Joe Alex "Ofiarujmy bogom krew jego"






















Tak sobie właśnie myślę, że doniosłym celem mojego bloga będzie odszukiwanie i recenzowanie książek, o  których mówiąc najoględniej nie wspomina się. Mam na myśli utwory przykryte już przysłowiową, albo jak najbardziej rzeczywistą warstwą kurzu, "trącące myszką", nie wznawiane od lat, albo w jakikolwiek inny sposób zapomniane.

Zgodnie z tym postanowieniem przedstawiam Wam dzisiaj właśnie taką zapomnianą już po części książkę. Mowa o niewielkim rozmiarem , bo tylko 87-stronicowym utworze Macieja Słomczyńskiego, tworzącego pod angielskim z brzmienia pseudonimem - Joe Alex .
Powieść ta, jest pierwszą z cyklu "Czarnych okrętów" , opowiadającym o Białowłosym- chłopcu o nienaturalnej na obszarach Bliskiego Wschodu "... skórze tak jasnej jak kość słoniowa i włosach białych niemal jak włosy starca, choć są one młode jak on sam...".
Poznajemy go w chwili duchowego dorastania, gdy pod nieobecność ojca musi po raz pierwszy sam wypłynąć na połów. Ciężkie i wymagające dużego doświadczenia przedsięwzięcie zakończone zostało pełnym chwały sukcesem. Kiedy zmęczony chłopiec wraca  z trofeum do domu nagle rozpętuje się burza. Od brzegu , na którym czeka na niego matka dzieli go kilkaset metrów, ale burza nieubłagalnie postępuje naprzód. Czy dopłynie, zanim na morzu zapanuje złowroga cisza...?

Alex niezwykle ciekawie opisuje przygody naszego głównego bohatera w czasach starożytnych. Razem z nim odwiedzamy potężne państwa tamtych czasów - Troję, Egipt, kraj "purpurowych ludzi", czyli Fenicję. Szybkie zmiany akcji powodują , iż książkę czyta się niezwykle szybko i z pełnym zainteresowaniem. Z wielką chęcią sięgnę po drugą część cyklu - "Oto zapada noc mroczna", gdyż część pierwsza zakończyła się dwuznacznie i tajemniczo.

Odkurzcie tą niepozorną powieść, a zapewniam Was, że w zamian otworzy przed Wami wrota starożytnych przygód .


Cytat pochodzi z książki Joe Alexa "Ofiarumy bogom krew jego" , Biuro Wydawnicze "Ruch", Warszawa 1972

wtorek, 18 stycznia 2011

"Gdzie mój dom?" Anna Glińska

"A ty mnie na wyspy szczęśliwe zawieź,
wiatrem łagodnym włosy jak kwiaty rozwiej, zacałuj,
ty mnie ukołysz i uśpij, snem muzykalnym zasyp, otumań,
we śnie na wyspach szczęśliwych nie przebudź ze snu..."


Któż z nas nie zna jednego z najpopularniejszych poetów ubiegłego stulecia - Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. Autora absurdalnego "Teatrzyka Zielona Gęś" , a zarazem mojego ulubionego wiersza (a ściślej: ulubionego tego autora) "Prośba o Wyspy Szczęśliwe", którego pierwszą strofę możecie podziwiać powyżej.
Konstanty to poeta o niezwykle złożonej osobistości, trudnej do oceny. Wszystkich miłośników jego twórczości, ale także przeciwników zachęcam do obejrzenia jednej z "Errat do biografii" poświęconej właśnie jego twórczości.

Jak pisałam, o Konstantym słyszeliśmy wszyscy, albo prawie wszyscy. Mało jednak ludzi wie, że jego żona, pani Natalia Gałczyńska (publikująca swoje dzieła pod pseudonimem: Anna Glińska) również była pisarką, autorką książek dla dzieci i młodzieży. Wczoraj miałam możliwość przekonać się o wartości jej pisarskiego rzemiosła.

Książka przyszła do mnie aż z okolic Poznania. Poszukiwana od dawna, ale mimo to ciągle nieuchwytna. Jakby się prawie 40 tysięcy egzemplarzy zapadło się w ziemię.
"Gdzie mój dom?" to sentymentalna opowieść o wartościach takich jak : miłość, dobroć, przyjaźń, troskliwość. Poznajemy osiemnastoletnią, zagubioną Joannę, której całe życie było pasmem niepowodzeń - począwszy od spraw szkolnych, po domowe. Brak zrozumienia ze strony najbliższych , brak poczucia własnej wartości oraz nie dostanie się na wymarzony kierunek studiów spowodowały podjęcie dosyć dramatycznej decyzji - wyjazdu do nieznanej ciotki na Południową Półkulę, czyli do Argentyny.
Nasza bohaterka w trakcie podróży statkiem zmienia się ; dorasta, zakochuje się...
Ale ta idylliczna podróż ma swój koniec. Co czeka ją na miejscu? Czy znajdzie tam upragniony dom?

Rozpoczynając tą powieść szłam w nieznane, co jest dosyć charakterystyczne dla czytanej przez nas pierwszy raz książki danego autora. Autorka dosyć dobrze tworzy atmosferę niepewności , zagubienia , charakterystyczną dla głównej bohaterki. Z prostotą mówi o ważnych uczuciach, nie sprowadzając ich do patosu. Ale jednak... jednak brakuje mi w tej powieści jakieś kropki nad "i" , jakiegoś zdania, zawierającego głęboki sens. Zbyt dużo tutaj urwanych, chaotycznych myśli. To tak, jak czuć coś, a nie umieć tego napisać słowami.

Ale jednak warto. Dla samego odkurzenia tej niepozornej książeczki, aby "ocalić od zapomnienia..."


Dziękuję drogiej Ani za wypożyczenie.

sobota, 15 stycznia 2011

Artur Rubinstein "Moje młode lata"

" Byłem człowiekiem szczęśliwym! Ośmielam się jednak twierdzić ,że nadal jestem najszczęśliwszym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek spotkałem (...). Moja koncepcja szczęścia narodziła się tamtego posępnego dnia w Berlinie, wkrótce po owej samobójczej próbie. Był to rodzaj objawienia, ale od tamtego czasu nauczyłem się życie kochać b e z w a r u n k o w o... "

Lubię muzykę klasyczną, na czele z romantycznym Chopinem w ulubionym koncercie fortepianowym e-moll. Jest to swego rodzaju bunt przeciwko zalewającemu nas potoku tandety, wulgarności i zupełnemu brakowi kultury. A Chopin w umie sprawić, że odkrywam w sobie nieznane mi wcześniej uczucia i myśli. On odczytuje tajemniczą stronę mojego istnienia.

Dzisiaj chciałbym opowiedzieć Wam o niezwykłym człowieku, wirtuozie fortepianu, a poza tym mężczyźnie o bardzo barwnej osobowości - Arturze Rubinsteinie. Jego autobiografia dementuje wszystkie moje wyobrażania o zawodzie pianisty . Zawsze wyobrażałam sobie, że człowiek posiadający taki dar musi bardzo różnić się od reszty ludzi - być niezwykle wrażliwy, skupiony na sztuce, żyjący w świecie muz. Jakież było moje zaskoczenie, gdy dowiedziałam się, że Rubinstein mimo jego wszystkich zalet był człowiekiem pochłanianym przez namiętności; rozrzutnym ,przesadnie nierozsądnym oraz wielkim miłośnikiem płci pięknej. Może jednak dzięki temu tak bardzo rzeczywistym i bliskim?

Bardzo dobrze czytało mi się jego autobiografię- pochłaniającą opowieść o życiu jednym z najwybitniejszych i najpopularniejszych ludzi ostatniego stulecia. Autor opowiada wszystkie te wydarzenia (czasami bardzo intymne!) z punktu widzenia człowieka, który z przysłowiowego "nie jednego pieca" jadł już chleb i doświadczył wszystkiego w życiu.
Muszę również zwrócić uwagę na genialną pamięć Mistrza - relacjonuje on wydarzenia, które rozgrywały się przeszło 70 lat temu! Przy tak aktywnym i barwnym w niezwykłe osobistości ludzi pamiętać o przyjacielach z młodości jest niezwykłym wyczynem.

Na kartach " Moich młodych lat" spotykamy sławne nazwiska polskie i zagraniczne. Długo byłoby wymieniać znajomych i przyjaciół człowieka, który obracał się w najwybitniejszych, arystokratycznych kręgach ówczesnej Europy. Do takich osób zaliczali się : Hiszpańska Rodzina Królewska ( sama Królowa Wiktoria Eugenia wypożyczała mu własny fortepian!), Pablo Picasso, Karol Szymanowski, Pablo Casals, Witkacy, Ravel, Emil Młynarski (jego późniejszy teść), Grzegorz Fitelberg, Ignacy Paderewski .Miał możliwość także poznać samego Józefa Piłsudskiego, późniejszego Marszałka, którego wspomina jako człowieka skrytego, niedostępnego. Na jego koncertach bywał także znany wszystkim miłośnikom literatury - Marcel Proust.

Jedyną wadą autobiografii jest to ,że kończy się wtedy, gdy czytelnik wsłuchany w niezwykłą powieść Rubinsteina zaczyna żyć jego życiem. Na szczęście, przychodzi nam z pomocą druga część zatytułowana "Moje długie życie" .
Nie mogę wprost się doczekać, gdy będę mogła znów popatrzeć na świat oczami człowieka, który przyjmował je całym sobą.

sobota, 1 stycznia 2011

Kazimierz Dziewanowski "Brzemię białego człowieka"






















" Na razie daleko jeszcze było do chwili, gdy Anglicy uzyskali to głębokie, podnoszące na duchu, a zarazem przepełnione pewną melancholią (...) przeświadczenie, że niosą na swych barkach - brzemię Białego Człowieka "

Zdarza mi się to nieczęsto. Tylko w nadzwyczajnych sytuacjach, gdy trzymam w rękach specjalne książki. Przy odwracaniu pierwszej kartki drżą mi dłonie i czuję wtedy coś dziwnego, a jednocześnie wspaniałego - rozpoczęcie się nowej , niezwykłej przygody.

"Brzemię białego człowieka" jest jak bukiet kwiatów. Tworzą go różnego rodzaju piękne rośliny- to ludzie, o oszałamiającym zapachu - to wydarzenia . To kwiat pachnie, to człowiek zmienia oblicze świata.

Kazimierz Dziewanowski, już we wstępie kreśli zdecydowanymi ruchami obraz książki i jego problematykę : " Nie zajmuję się w tej książce europejską historią Wielkiej Brytanii (...). Ma to natomiast być opowieść, jak zbudowano imperium. Kto to zrobił, w jaki sposób, jakimi metodami i w jakim celu..."
Czy można przejść obojętnie obok książki, która skupia się na tym, o czym obecnie już niewiele się mówi, ale tak naprawdę zadecydowało o kształcie obecnego świata?

Ja nie umiem. Wygrały tutaj moje historyczne zainteresowania i żądza wiedzy. Szczególnie, że utwór napisany jest niezwykle ciekawie, bardzo przystępnym językiem . Żadnych  niezrozumiałych terminów i dłużyzn.Czyta się jak powieść, z rosnącym zaciekawieniem. Jedyną różnicą jest to, że wszystkie wydarzenia przedstawione w "Brzemieniu...." są autentyczne. Ale to życie pisze podobno najbardziej niesamowite scenariusze.

Na kartach tej pokaźnej książki przedstawione zostały niezwykłe indywidualności. Niektórzy są nam bardzo dobrze znani ze szkolnej ławy, jak chociażby korsarz-admirał Francis Drake, czy generał Gordon.
Ale nie brak także postaci, którzy nie są znani szerszej publiczności, a mimo to, ukryci mieli wpływ na losy imperium, a  w dalszym biegu historii - także i świata.

"Brzemię białego człowieka" nie jest hymnem pochwalnym na cześć Wielkiej Brytanii i jej wielkiej przeszłości. Dziewanowski nie ocenia, tylko podaje argumenty za i przeciw.Wydaje mi się, że dopiero cudzoziemiec może w pełni obiektywnie przedstawić przeszłe dzieje danego narodu. Autor robi to z niezwykłym wyczuciem.  A nie pisze o sprawach prostych . Bo takimi nie są z całą pewnością ; imperializm, niewolnictwo, kolonializm a także przekonanie Anglików o własnej wyjątkowości , czy wybraniu ich przez Boga do głoszenia postępu, prawa i  cywilizacji. Słowa takie jak : "... jesteśmy pierwszą rasą na świecie i im większą część kuli ziemskiej zasiedlimy - tym lepiej dla ludzkości ..." nie pojawiają się często, ale mimo wszystko są obecne.
Jak ocenić je w obliczu wydarzeń II wojny światowej?
Autor poradził sobie w sposób godny najlepszego dyplomaty, którym nota bene był.

"Ostateczny bilans dziejów imperium, ich skrupulatne podsumowanie : było tyle dobrego, a tyle złego- nie jest chyba w ogóle możliwe i długo jeszcze trwać będą spory historyków.
My rozstajemy się z jego dziejami w chwili, gdy imperium osiągnęło apogeum, gdy wydawało się, że nikt nigdy nie sprosta jego potędze. Ale już pół stulecia później przestało ono istnieć."

W ostatnim zdaniu kieruje się do nas czytelników wypowiadając takie słowa, które mogą stać się  podsumowaniem i mojej recenzji : " ... Taka musi być puenta tej książki mającej tyle braków i ograniczeń- weźcie ją lub pozostawcie."



Wszystkie cytaty pochodzą z książki Kazimierza Dziewanowskiego "Brzemię białego człowieka" Oficyna Wydawnicza Rytm, Warszawa 1996