sobota, 15 stycznia 2011

Artur Rubinstein "Moje młode lata"

" Byłem człowiekiem szczęśliwym! Ośmielam się jednak twierdzić ,że nadal jestem najszczęśliwszym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek spotkałem (...). Moja koncepcja szczęścia narodziła się tamtego posępnego dnia w Berlinie, wkrótce po owej samobójczej próbie. Był to rodzaj objawienia, ale od tamtego czasu nauczyłem się życie kochać b e z w a r u n k o w o... "

Lubię muzykę klasyczną, na czele z romantycznym Chopinem w ulubionym koncercie fortepianowym e-moll. Jest to swego rodzaju bunt przeciwko zalewającemu nas potoku tandety, wulgarności i zupełnemu brakowi kultury. A Chopin w umie sprawić, że odkrywam w sobie nieznane mi wcześniej uczucia i myśli. On odczytuje tajemniczą stronę mojego istnienia.

Dzisiaj chciałbym opowiedzieć Wam o niezwykłym człowieku, wirtuozie fortepianu, a poza tym mężczyźnie o bardzo barwnej osobowości - Arturze Rubinsteinie. Jego autobiografia dementuje wszystkie moje wyobrażania o zawodzie pianisty . Zawsze wyobrażałam sobie, że człowiek posiadający taki dar musi bardzo różnić się od reszty ludzi - być niezwykle wrażliwy, skupiony na sztuce, żyjący w świecie muz. Jakież było moje zaskoczenie, gdy dowiedziałam się, że Rubinstein mimo jego wszystkich zalet był człowiekiem pochłanianym przez namiętności; rozrzutnym ,przesadnie nierozsądnym oraz wielkim miłośnikiem płci pięknej. Może jednak dzięki temu tak bardzo rzeczywistym i bliskim?

Bardzo dobrze czytało mi się jego autobiografię- pochłaniającą opowieść o życiu jednym z najwybitniejszych i najpopularniejszych ludzi ostatniego stulecia. Autor opowiada wszystkie te wydarzenia (czasami bardzo intymne!) z punktu widzenia człowieka, który z przysłowiowego "nie jednego pieca" jadł już chleb i doświadczył wszystkiego w życiu.
Muszę również zwrócić uwagę na genialną pamięć Mistrza - relacjonuje on wydarzenia, które rozgrywały się przeszło 70 lat temu! Przy tak aktywnym i barwnym w niezwykłe osobistości ludzi pamiętać o przyjacielach z młodości jest niezwykłym wyczynem.

Na kartach " Moich młodych lat" spotykamy sławne nazwiska polskie i zagraniczne. Długo byłoby wymieniać znajomych i przyjaciół człowieka, który obracał się w najwybitniejszych, arystokratycznych kręgach ówczesnej Europy. Do takich osób zaliczali się : Hiszpańska Rodzina Królewska ( sama Królowa Wiktoria Eugenia wypożyczała mu własny fortepian!), Pablo Picasso, Karol Szymanowski, Pablo Casals, Witkacy, Ravel, Emil Młynarski (jego późniejszy teść), Grzegorz Fitelberg, Ignacy Paderewski .Miał możliwość także poznać samego Józefa Piłsudskiego, późniejszego Marszałka, którego wspomina jako człowieka skrytego, niedostępnego. Na jego koncertach bywał także znany wszystkim miłośnikom literatury - Marcel Proust.

Jedyną wadą autobiografii jest to ,że kończy się wtedy, gdy czytelnik wsłuchany w niezwykłą powieść Rubinsteina zaczyna żyć jego życiem. Na szczęście, przychodzi nam z pomocą druga część zatytułowana "Moje długie życie" .
Nie mogę wprost się doczekać, gdy będę mogła znów popatrzeć na świat oczami człowieka, który przyjmował je całym sobą.

12 komentarzy:

  1. Ja też uwielbiam muzykę klasyczną! Moja pasja to barok.
    Wspaniale napisałaś o tej książce i żałuję, że piszę te słowa o 21.30 i nie mogę natychmiast udać się do biblioteki.
    Postać na pewno godna przypomnienia i cieszę się, że to zrobiłaś.
    Zaskoczyła mnie informacja, że był koneserem uroków niewieścich. Tak jak Ty wyobrażałam go sobie jako osobę skromną i skupioną wyłącznie na muzyce.
    Bardzo jestem ciekawa, jak sportretował Nelę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mamy wiele wspólnego Lirael :) .
    Niestety, nie wiem jak sportretował Nelę, gdyż pierwsza część kończy się w 1916 roku. Jestem bardzo ciekawa drugiej :)

    Gdy ja zobaczyłam na bibliotecznej półce, mało nie oszalałam z radości :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Książka na pewno warta przeczytania, zwłaszcza dla pasjonatów muzyki klasycznej :) Nawet wiem komu książka ta sprawi wiele radości... Dzięki za pomysł na prezent. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak właśnie sobie pomyślałam, że na Nelę to jeszcze trochę za wcześnie. :)
    Swoją drogą wszystko wskazuje na to, że biedna Nela niczym Nigella L. szalała w kuchni, podczas gdy nadobny Artur flirtował z jakimiś mniej uzdolnionymi kulinarnie paniami...
    Będę z ogromną niecierpliwością wyglądać Twojej recenzji tomu drugiego wspomnień!

    P.S.
    Może to nie jest bardzo eleganckie, ale między innymi na cześć Neli Rubinstein nazwaliśmy naszą szetlandkę Nela :)
    Jutro wyruszam do biblioteki.

    OdpowiedzUsuń
  5. Niespecjalnie lubię czytać biografie, ale słuchać muzykę klasyczną - tak. Jeszcze pomyślę :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Arthura Rubinsteina bardzo cenię, chociaż za Chopinem nie przepadam. Tak jak Lirael najbardziej cenię barok, a ostatnio zaczynam słuchać jeszcze wcześniejszej muzyki. Ale generalnie muzyka rozrywkowa dla mnie skończyła się na Mozarcie. ;)

    Rubinsteina znam głównie ze wspomnień, z anegdot Wojtka Młynarskiego i z książki Anieli Rubinstein "Kuchnia Neli" (polecam). Chętnie sięgnę po lego autobiografię jeśli na nią trafię. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. I ja się dołączam do fanów muzyki klasycznej. Dla mnie najlepszy jest barok (grałam kiedyś utwór "La Basque", taki taniec francuski- ahhh) i klasycyzm (MOZART! "Andante" i "Mała nocna serenada"), chociaż i Chopinem nie pogardzę :)
    A wracając do meritum: muszę trochę pomarudzić na marne zaopatrzenie naszej biblioteki.

    OdpowiedzUsuń
  8. Szczerze mówiąc nie przepadam za biografiami, ani autobiografiami, ale taki człowiek.. to musi być ciekawe.

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie przepadam ani za muzyką klasyczną, ani za kompozytorami, więc na pewno nie przeczytam, ale recenzja bardzo ciekawa ;) Muszę Ci przyznać, że dobierasz bardzo poważne lektury, jak na swój wiek ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Małe update. :)
    Niestety, autobiografia pana R. jest "w czytaniu". Mam nadzieję, że wkrótce zastanę ją w bibliotece.
    W międzyczasie będę wyglądać twojej recenzji drugiego tomu.

    OdpowiedzUsuń
  11. Przyjemnostki - ale moim celem było właśnie przekonanie ludzi, którzy w ogóle nie słuchają muzyki klasycznej, że to książka również i dla nich. To nie jest wykład na temat przykładowo wyższości kompozytora X nad Y . Nie, to opowieść o c z ł o w i e k u i to jego jest tam najwięcej. A że zamiast Beatlesów pojawia się Chopin, Liszt , czy Bramhs to już taki urok :)

    Lirael - czekam z niecierpliwością na Twoją opinię :).

    OdpowiedzUsuń
  12. Brzmi rewelacyjnie... muszę pobuszować i znaleźć. Fascynuje mnie życie pianistów, ludzi o wielkich pasjach, szczególnie, gdy sami o nich się wypowiadają.

    OdpowiedzUsuń