niedziela, 10 lipca 2011

"Szatan z siódmej klasy" Kornel Makuszyński

Dzisiaj czeka mnie praca trudna i wymagająca. Chciałabym bowiem przedstawić Wam książkę szczególną dla mnie, chociaż dzisiaj niedocenioną i troszkę zapomnianą, zresztą tak samo jak jej autor. Mowa o "Szatanie z siódmej klasy" autorstwa Kornela Makuszyńskiego. Mojego ukochanego polskiego pisarza. Ponieważ jego utwory w sposób nieodwracalny kojarzą mi się z pięknym czasem jakim są wakacje i w tym roku postanowiłam tradycyjnie sięgnąć po jedną z jego książek. Wybór nie jest przypadkowy, aczkolwiek całkowicie nieplanowany, bo było to tak:
W deszczowy poniedziałkowy wieczór nawiedził mnie stan właściwy pogodzie - delikatne rozmarzenie. Jakoś przypadkiem (chociaż podobno przypadków nie ma) znalazłam film - ukochany film z 1960 roku. Stary, czarno-biały z Józefem Skwarkiem, Polą Raksą i Stanisławem Milskim. Pomyślałam, że dawno go nie oglądałam... . I tak od słowa do słowa -(a właściwie od kliknięcia do kliknięcia) po raz kolejny przeżyłam razem z Szatanem tajemniczą przygodę.
Jako miłośniczka słowa pisanego natychmiast postanowiłam sięgnąć po pierwotną wersję literacką, a że miałam ją "pod ręką" rozpoczęłam dawno planowaną powtórkę.

Mimo wszystko - bałam się. Bałam się, że po kilku latach (czytałam ją ostatnio w 5 klasie szkoły podstawowej) nie będzie już dla mnie tak ciekawa, odkrywcza, tajemnicza.
Zdziwił mnie styl - już tak dawno nie miałam do czynienia z tym tak szczególnym, a kwiecistym stylem Makuszyńskiego. Z jego książek "tchnie" takim niezwykłym, a ukochanym klimatem tamtych, niestety minionych już czasów.
Jednak odnalazłam siebie, swoje wrażenia i chociaż dorosłam, zmieniłam się - dalej rzuciłabym wszystko i dołączyłabym do szalonego Adama . Jestem tego pewna!
A fabuła? Czy można nie znać zarysu wyczynów Adasia Cisowskiego, zwanego Szatanem? Wydaje mi się to całkowicie niemożliwe, mimo, że z  natury jestem nieufna. Jednak, ponieważ "repetitio est mater studiorum", jak głosi łacińska sentencja, powtórzę, a może i przypomnę zapominalskim , o dawno czytanej lekturze...
Adam Cisowski - siedemnastoletni uczeń, zwany przez przyjaciół i profesora Gąsowskiego Szatanem, ze względu na swoje niezwykłe umiejętności rozszyfrowywania tajemnic  otrzymuje od szanownego profesora propozycję rozwiązania trudnej zagadki, w której główną rolę odgrywają drzwi. Drzwi, które w przedziwny sposób giną z wiekowego dworku należącego do Gąsowskich.
Kiedy  nasz Adaś trafia do siedziby znakomitego rodu okazuje się, że dwór kryje tajemniczą zagadkę rozgrywającą się w czasie odwrotu wojsk Napoleona po klęsce w wojnie francusko-rosyjskiej w roku 1813. A drzwi to dopiero początek.

Nie miałam w zamiarze streszczać fabuły, jedynie chciałam ją leciutko zarysować, by zapominalskim - przypomnieć, a nieuświadomionym o istnieniu tak ciekawej książki - zwrócić uwagę i zachęcić.
Kiedy tak porównuje moje wspomnienia i obecne wrażenia stwierdzam, że dużo się zmieniło. Jednak nadal mam potrzebę podróżowania, przeżywania przygód razem z moimi, tak drogimi przyjaciółmi z dzieciństwa. Dlatego warto powtarzać, warto przywoływać z przeszłości znane nam postacie. One uświadamiają nam zmiany, nawet czasami niewidoczne. Słuchają i opowiadają kolejny raz swoją historię. Tak drogą.

A na koniec chciałabym prosić Was : nie zapominajcie o Kornelu Makuszyńskim! To wyjątkowy pisarz, który w wyniku wojny stracił wszystko, ale się nie załamał. Pozostał wierny i dlatego również zajmuje szczególne miejsce w moim sercu. Zachęcam także do oglądnięcia "Erraty do biografii" , która opowiada o jego osobie.
Sięgnijcie po "List z tamtego świata", "Przyjaciela wesołego diabła", "Uśmiech Lwowa", czy "Złamany miecz", a zapewniam Was, że przeżyjecie niezapomniane chwile. To pisarz, który umie w lać w serca otuchę i radość. 


12 komentarzy:

  1. To piękna książka, podobnie jak film. Nie wiedziałem że jest wznowione wydanie. Muszę się rozejrzeć w necie za tą pozycją :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Również w dzieciństwie byłam ogromną zwolenniczką Szatana :)
    Narobiłaś mi ochoty,aby znów sięgnąć po tą książkę i wybrać się w podróż śladem znikających drzwi :)
    Ciekawe, czy ja też po tylu latach odnajdę w tej książce coś dla siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja tak z sentymentem przymierzam się do przypomnienia sobie "Tomków" Szklarskiego. Teraz mam więcej czasu, to kto wie. A "Erraty..." warto promować - cenię reżysera, ale też uwielbiam często komentującą tam Siedlecką. Perły. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Filmu nie oglądałam, książkę mam w planach od dłuższego czasu. Wiem, że warto ją przeczytać, bo zachwala ją chyba każdy. Mama, siosta, bibliotekarki, blogowicze. Cóż, pozostaje mi wcielić plany w życie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Przypomniałaś o niezwykłej dla mnie lekturze. Do dzisiaj pamiętam, jak jako mała dziewczynka zaczytywałam się w przygody Adasia i z rumieńcami na twarzy wyczekiwałam rozwiązania zagadki.Trzeba jednak przyznać, że wtedy w ogóle nie zwracałam uwagi na warsztat pisarza, na pewno wyjątkowy. Dlatego też chciałabym sięgnąć ponownie po tą książkę, bądź też inne pozycje z literackiego dorobku pisarza, by zwrócić baczniejszą uwagę na sposób w jakim operuje słowem pan Makuszyński.
    Pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo się cieszę, że przypomniałaś o tej cudownej książce! Smuci mnie fakt, że niektórzy porzucają książki dziecięce czy młodzieżowe, sądząc, że są one nic nie warte, choć np. takie jak "Szatan..." to po prostu cuda. Na pewno odświeżę sobie resztę dzieł Makuszyńskiego.
    Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  7. Szalenie mi się ta książka nie podobała w dzieciństwie i miałam do niej straszny uraz :P

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie wiem dlaczego, ale ja nie miałam tej książki w swoich lekturach... mój młodszy trzy lata brat miał. Może to i lepiej, bo wszystkie lektury szkolne czytane w dzieciństwie mi się nie podobały. Dopiero potem jak do nich wracałam, znajdywałam w nich urok - tak miałam np. z "Nawiedzonym domem" Chmielewskiej, którą tak się zauroczyłam, że przeczytałam dalszy ciąg tej serii.
    Zdecydowanie muszę "Szatana..." nadrobić, zwłaszcza po takiej recenzji:)

    P.S. Masz rację, okładka "Zaopiekuj się moją mamą" jest naprawdę okropna... mnie również wcale nie przypadła do gustu. Na szczęście wnętrze jest lepsze.

    OdpowiedzUsuń
  9. Od jakiegoś czasu planuje lekturę "Szatana..." ;) Co do filmu to uwielbiam go ^^

    OdpowiedzUsuń
  10. Nawet nie wiesz z jak wielkim uśmiechem na ustach witam Twój każdy kolejny komentarz, kochana Elino. I to właśnie w nich uwielbiam, że nie ograniczasz się do kilku, nic nie zmieniających słów a przelewasz własne uczucia. Dziękuję Ci z całego serca!
    Masz zupełną rację, to niesamowite, że zdanie, opinia drugiego człowieka, którego praktycznie się nie zna, staje się tak ważne i przynosi tyle radości. Myślę sobie, że gdybyśmy mogły porozmawiać twarzą w twarz nie byłoby ani sekundy ciszy, tyle tematów jest do przegadania, tyle słów, których napisać tutaj po prostu się nie da. Zresztą, rozmowa o literaturze z takim zapalonym molem czytelniczym jak Ty byłaby nie lada przyjemnością.
    Pozdrawiam ciepło i już z niecierpliwością czekam na Twoją kolejną recenzję :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Widzisz, teraz jak weszłam na Twoją stronę zdjęcia były zwinięte, ale jak weszłam do posta i jeszcze raz na stronę główną wszystko było już w porządku! Też nie wiem o co tutaj chodzi, ale w każdym razie wszystko idzie w dobrą stronę, jest już lepiej niż było:))) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  12. Uwielbiam Makuszyńskiego. Zresztą wyjątkowo w jego przypadku nie tylko książki, ale również filmy zrobione na ich podstawie. "Szatana z siódmej klasy" (z prześliczną Polą Raksą i uroczym Czechowiczem malującym "widoczki"), stareńką "Awanturę o Basię" (rany, jaki to był uroczy film), "Szaleństwa panny Ewy" (tam chyba grał młodziutki Emilian Kamiński, prawda?), "Pannę z mokrą głową"...
    Ciekawe co w tym jest, że te ekranizacje wychodzą bardzo sympatycznie, choć na większość innych raczej narzekam? Może to ciepło Makuszyńskiego tak promieniuje na filmy?
    Bo książki, oczywiście, lubię jeszcze bardziej. I chyba muszę sobie tego lata trochę Makuszyńskiego odkurzyć. :)

    A swoją drogą, popatrz, jak to jest: te różne Sosnówki Ci się nie spodobały ze względu na ilość słodkości, a przecież Makuszyński też jest nieźle przesłodzony, a u niego to przecież zupełnie nie przeszkadza... Jednak pisać ku pokrzepieniu też trzeba umieć. :)

    OdpowiedzUsuń