"Bo wiesz... jest taka jedna książka, moja ulubiona, >>Traktat o łuskaniu fasoli<< Wiesława Myśliwskiego. Chciałabym
porozmawiać o niej z kimś, ale boję się, że nie zostanę zrozumiana, albo, że
inni nie zrozumieją. Chcesz przeczytać?" *
Dlaczego nie?- pomyślałam. Tyle książek przepływa przez moje
ręce, wpatruję się setki stron to jedna książka więcej, czy mniej nie znaczy
dla mnie wiele. Ale to zależy jaka książka, bo są książki i książki. Niektóre się
czyta i odkłada, ale są także inne, dużo rzadsze, którymi się żyje, z których
się czerpie, i które odpowiadają na pytania, bo inaczej - kto nam odpowie?
"Teraz to nie
umiałbym panu nawet powiedzieć, jaki ten świat jest. I czy w ogóle jest. Czy
może tylko wyobrażamy sobie, że jest. Dla pana to pewnie nie ma znaczenia, bo
skoro pan przyszedł do mnie po fasolę..."
Zwykła fasola, ot takie niepozorne warzywo, a od niej
rozpoczęło się wszystko, cała opowieść o życiu, przesiąknięta jakimś
niesamowitym metafizycznym pierwiastkiem przeszłości, która nie przemija.
"Według mnie
każdy świat jest przeszły, każdy człowiek przeszły, bo czas jest tylko
przeszły. Teraz, tu to tylko słowa, jedno, drugie bezcielesne, jak te
wszystkie, o których mówiliśmy."
Zanurzyłam się w tą opowieść, z tym wszystkim co mnie
ostatnio dotyka, co szepcze, niepokoi, pyta i wiem, że to także moja historia.
Nie dosłownie, bo dosłownie być nie może, wszystkie przeżycia wojenne i
powojenne są obce moim doświadczeniom, tak jak niektóre doznania odpowiednie do
danego wieku i czasu. Ale jest jeszcze jakaś cząstka bliska każdej istocie
ludzkiej, która przyciąga i pozwala traktować tę historię jako swoją własną.
Cząstka cierpienia? Cząstka przemijania? Cząstka narodzin? Kto wie...
"Jedyne miejsce
człowieka jest tylko w nim. Niezależnie, czy jesteśmy tu, gdzie indziej czy
gdziekolwiek. Teraz czy kiedykolwiek. Wszystko, co na zewnątrz, to jedynie
złudzenia, okoliczności, przypadki, pomyłki. Człowiek jest sam dla siebie
zwłaszcza tym ostatnim miejscem."
"To prawda, że
znaleźć siebie to nieprosta sprawa. Kto wie, czy nie najtrudniejsza ze
wszystkich spraw, jakie człowiek ma do załatwienia na tym świecie".
Tak bezpiecznie poczułam się otoczona tym karmazynowym
ciepłem, które rodzi ta opowieść snuta przez narratora do nieznanego nam
przybysza. Czytałam otoczona rodzącym się wszędzie życiem, tym widocznym gołym
okiem najprawdziwszym cudem; promieniami słońca, muskaniem wiatru szepczącego o
tajemnicach i marzeniach, odgłosem deszczu. I wtedy "Traktat o łuskaniu fasoli" stał się nie tylko książką, w
której zapisane zostały wyrazy układające się w zdania, a potem całe akapity. Stał
się żywy w rytmie przyrody niosącej nadzieję.
"Nie ma pan
pojęcia, jaka to potęga cisza. Tak wsłuchać się (...), w to niebo, w ten zalew,
w poranki, zachody, w noc, gdy księżyc w pełni, pójść w las, w te wszystkie
drzewa, krzaki, zioła, w mchu się położyć. Czy gdyby pan tak mrówek posłuchał
(...), to jakby pan w międzygwiezdnej przestrzeni się znalazł i wszechświata
pan słuchał."
Ostatnio przekonałam się w tak namacalny sposób, że każda
książka ma odpowiedni czas na przeczytanie. Wtedy potrafi wyszeptać najwięcej,
pomóc najlepiej, odpowiedzieć na wiele pytań, nauczyć. "Traktat
o łuskaniu fasoli" mnie udało się przeczytać właśnie w tym
przeznaczonym dla niego czasie, kiedy powiedział mi wiele o mnie samej i
zanurzył w innym świecie, tak bliskim i dalekim zarazem, kiedy można poczuć się
zarazem tutaj i tam.
Wiem, że to powieść nie dla każdego. Nie na każdą
wrażliwość, nie na każde wymagania. Żeby ją przeczytać trzeba oprócz pragnienia
zasmakowania, znaleźć w sobie odrobinę spokoju, która przy odrobinie wysiłku
prowadzi do harmonii, chociażby na chwilę...
"Książki (...), to jedyny ratunek, żeby człowiek nie zapomniał, że jest człowiekiem".
*Fragment mojej rozmowy z koleżanką, molem książkowym również.
Wszystkie cytaty pochodzą z książki Wiesława
Myśliwskiego "Traktat o łuskaniu fasoli", Wydawnictwo Znak, Kraków
2007 r.